czwartek, 22 sierpnia 2013

3. Tak wszystko się zaczęło


Nasza historia jest krótka i prosta. Wszystko zaczęło się pół roku temu, więc według "Wiedzy bezużytecznej" możemy już mówić o miłości. Miłość? Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Mimo wszystko "coś" się wydarzyło. Coś pięknego, coś co warto wspominać. Każdy z nas doświadczył w życiu chwil, o których nigdy nie zapomni.
Poznaliśmy się przypadkiem, jak to zwykle bywa dzięki wspólnym znajomym. Byłam wtedy w trudnym związku, walczyłam o swoją przyszłość. On był zbyt pogodny, wesoły, prawie idealny, nie pasował do mojej chorej rzeczywistości. Komplikowanie sobie życia - mogę z czystym sumieniem wpisać to w rubryce "hobby". Miłość od pierwszego wejrzenia nie była więc nam pisana. Minęło pół roku, jego życie także nie oszczędziło. Gdy ja wyszłam na prostą, on próbował się pozbierać. Opuściła go dziewczyna. Moja zmiana towarzystwa spowodowała, że zaczęliśmy spędzać ze sobą weekendy. Piwo, pizza, mecz. Imprezy, wspólne wyjścia, sylwester. Coraz więcej wspólnych tematów do dyskusji. Rozmowy o niczym do rana. Codzienne telefony. Pytania innych co nas łączy... I w końcu stało się. Jego uśmiech był ważniejszy od mojego szczęścia, jego uśmiech więcej warty niż lampa z dżinem.

31 grudnia, zbliża się godzina, kiedy powinnam wyjść. Żeby jednak przypadkiem nie być punktualnie, biorę dopiero prysznic. Kolejny sylwester, którego miałam spędzić na domówce. Jak dla mnie idealnie, wąskie grono znajomych, własna muzyka, ulubiony alkohol. Mam być ja, moja najlepsza przyjaciółka, gospodarz, nasza para gołąbeczków czyli Martyna i Kamil, Adam, Julek, Krzysiek, Jasiek. I ON. Dobra, dobra, na razie Piotrek, ale kto wie czy z tego coś nie wyjdzie?
Podążając myślami byłam już na imprezie. Jak wiele się zmieniło...
Poprzedni sylwester był początkiem fatalnego roku. Z czystym sumieniem jestem w stanie przyznać, że dotychczas najgorszego w moim życiu. Czy ten miał mi wynagrodzić tamten? Nie sądzę.
Prostuję te cholerne włosy. Podczas męczenia się z moimj kłakami zawsze solidaryzuję się z Syzyfem -wiem co czuł. Patrzę w lustro i widzę zmienioną twarz. Starszą, zmęczoną. Mimo wszystko jednak pełną nadziei. Tak sobie rozmyślam i dzwoni telefon. Oczywiście. Zabije.
-Słucham?
-Cześć Jadźka, kiedy będziesz? - Oczywiście Antek, nasz dzisiejszy gospodarz wyczuwa idealną chwilę. Jak zawsze.
-Próbuję zrobić z siebie człowieka. Jak będę dzisiaj straszyć, będę to robić przez cały rok.
-Po co się męczysz, i tak nigdy ci to nie wychodzi. - Kocham go.-
Na razie, będę za godzinę.
Rozłączam się zanim uduszę go przez słuchawkę.
Okey, wyglądam w porządku. Stroić się nie będę, zrobimy parę zdjęć, upijemy się więc i tak nie warto. Zwykła czarna sukienka wystarczy. Chociaż dżinsy i sweter są brane pod uwagę do ostatniej minuty przed wyjściem. To nie tak, że nie lubię się stroić. Poważnie, kocham ubrania, najlepsze w nich jest to, że można pokazać siebie. Bo to nie prawda, że ubiór nie zdobi człowieka czy nie ma znaczenia i inne tego typu bzdury. Poprzez styl manifestuję siebie (szczególnie jak nikt nie słucha co mam do powiedzenia), dlatego na imprezę z alkoholem ubieram się wygodnie. Żartuję.
Wychodząc z domu pamiętam o zamknięciu drzwi. I to już wcale nie jest zabawne.
Właśnie stoję przed trudną życiową decyzją: jechać taksówką czy wybrać przygodę w Mpk. Dobra, jestem rozsądna, zwykle bardzo rozrzutna, a wygodna to już w ogóle. Nie trudno zgadnąć, że dzwonie na taxi. Bardzo mądry wybór z uwagi, że sama nie wiem gdzie mam jechać. Na szczęście poczciwy starszy pan w szarym kożuszku zawozi mnie bezpiecznie na miejsce. Nie zgubie się, nie zgubie się, nie zgubie się. Dzwonie pod numer 21.
-Proszę? - Pierwszy raz cieszę się z głosu Antka. Trafiłam.
-Otwieraj, to ja. - Oto bardziej miła wersja mnie.
Z miną zwycięzcy wchodzę do mieszkania. Zdziwiona zauważam, że jest puste. Bystra ja.
-No nie gadaj, że się spóźniłam! Mamy już 1 stycznia?
-W nagrodę, że przyszłaś pierwsza pomożesz mi przesunąć stolik i krzesła.
-Wódka się chłodzi? - otwiera zamrażarkę. - Całkiem fajnie to wygląda - kiwam głową z uznaniem.
Ustawiamy krzesła, ja po swojemu, on po swojemu.
Słyszymy głosy na korytarzu.
Przyjechali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz