sobota, 24 sierpnia 2013

5. Decyzje


Rozmowa przy stoliku kręciła się w najlepsze.
-Mówię wam, chodźmy o północy na zewnątrz i tam otworzymy szampana! – Kamil. Bo któżby inny.
-Sam nie wiem… Nie możemy chociaż udawać, że jesteśmy kulturalni i zostać w mieszkaniu? – Nie dziwię się Antkowi. Sąsiedzi i odpowiedzialność za swoje.
-A weź, nie bądź cykor!
-Zachowujecie się jak nabuzowani siedemnastolatkowi! „Ja tego nie zrobię? Potrzymaj mi piwo!” – Nie mogę się powstrzymać od przedrzeźniania moich kolegów.
-Więcej sarkazmu nie miałaś w zapasie? Wyczerpałaś już swój limit?
-Ironizuj, Anka, ironizuj. Obydwie wiemy, że to często jedyne wyjście.
Moja przyjaciółka Anka jest odbiciem lustrzanym mnie. No prawie. Mniej więcej.
Patrzymy na świat przez burgundowe okulary. Może dlatego, że to ostatnio jeden z najmodniejszych kolorów.
Na wiele tematów mamy podobne zdanie, a to bardzo ułatwia przyjaźń. Obydwie miałyśmy przygody z zaburzeniami odżywiania, więc psychicznie chore jesteśmy w równym stopniu.
Jednak sporo naszych zalet i wad po prostu nawzajem się uzupełnia. Ja radzę, ona zabawia. Ona jest zwyczajnie wredna, ja – tylko sarkastyczna. Ankę czeka rola matki polski, mnie życie pełne blasków fleszy, rozwrzeszczanych fanów pod murami mojej posiadłości i konta z siedmioma zerami.
Czy wspominałam już wcześniej, że potrafię być do bólu ironiczna?
Potrzebuję jej w moim życiu. Tylko ona potrafi zrozumieć dlaczego nie mam ochoty wyjść, śmiać się czy, w skrajnych przypadkach, w ogóle się odzywać.
A teraz po proszę to samo w wersji męskiej.
-Ty piekłaś te ciastka? Naprawdę smaczne. – Cieszę się, że Piotrek próbuje z nami spędzić dzisiejszą noc, a nie użalając się nad sobą i tracąc czas rozmyślając o niej. Próbuje.
-Tyle miłości co ja w nie włożyłam… Spróbowałbyś powiedzieć, że są paskudne!
-Jadźka, dobrze wiesz, że Piotrek zje wszystko!
-Do jasnej cholery, Kamil! Jesteś adwokatem swojego kumpla? Płaci ci chociaż za to?– Nie wytrzymuję kolejnego wtrącania się do rozmowy przez niego. Tak poważnie, to tylko ja potrafię się mu postawić. Serio.
Wystawił mi tylko język i wrócił do rozmowy z Martyną. Bardzo elegancko.
Po trzecim kieliszku nachodzi mnie nagła ochota na rozmowę z każdym, kto pojawi się w zasięgu mojego wzroku. Ale tylko i wyłącznie na tematy które mnie interesują! Wcale po alkoholu nie uważam się za specjalistkę we wszystkich dziedzinach! To prawda, że interesuję się bardzo wieloma zagadnieniami. Można ze mną porozmawiać o obecnej Lidze Mistrzów, ostatnich mistrzostwach świata w siatkówce czy niedługo zaczynających się mistrzostwach świata w piłce ręcznej. Bardzo chętnie wypowiem się na temat najnowszej części Bonda, porównując ją do wcześniejszych z Craig’iem, ale również z Rogerem Moorem.
Nie chodzi mi o takie rozmowy. Chcę wtedy słuchać, współczuć , rozumieć, pomagać. W nienarzucający się sposób poznać drugą osobę. Szczególnie, że inni są wtedy bardziej otwarci. Ja nie.
Strasznie namieszałam.
-Idziemy tańczyć. – Nawet nikt nie próbuje się sprzeciwiać Jaśkowi. Wszyscy lubimy tańczyć, spokojnie można to już nazwać naszą tradycją domówkową.
Widzę, jednak że to dla Piotrka za dużo na dzisiaj. Podnosi się z krzesła jedynie po talerzyk. Nie planuje odejść od stołu.
-Nie zamierzasz tańczyć? Zachowujesz się jakbyś miał żałobę. Zastanów się czy jest tego warta. – Podnosi na mnie zdziwiony wzrok.
-Po prostu jestem głodny. Chcę coś zjeść. – Nie wierzę mu.
Coś jednak powstrzymuje mnie i zostaje z nim przy stole.
Siedzimy.
Antek zaprasza mnie do tańca.
Patrzę na jedzącego Piotrka i napotykam jego wzrok.
Odmawiam.
Uciekam wzrokiem i udaję zainteresowanie stołem.
Kubeczki. Liczę je… siedem, osiem…Jego oczy…Cola, Pepsi, sok pomarańczowy…Pełne smutku i żalu…
-Idę tańczyć! – Podrywam się z miejsca jak oparzona i prawię biegnę do tańczącego Antka z Anką.
Słyszę muzykę, ale nie czuję jej. Moje ruchy są automatyczne, jakby mózg odtwarzał już wcześniej zapisany układ. LMFAO śpiewa że jest seksowny i dobrze o tym wie. A ja?
A ja o sekundę za długo patrzyłam w jego oczy.
Może powinnam się upić i jutro nie będę pamiętać całego zdarzenia, nie zrobię nic głupiego (albo zrobię – patrząc z drugiej strony), nie będę żałować kolejnego kroku w swoim życiu?
A może po prostu wylać na siebie kubeł zimnej wody i zwyczajnie oprzytomnieć?
Decyzje, decyzje…
-Co jest?! – Anka dostrzega wyraz mojej twarzy i próbuje przekrzyczeć muzykę.
-Nic…Zresztą, później ci opowiem! – Odkrzykuję, wskazując porozumiewawczo głową na głośniki.
Przez chwilę wytrzymuję jej badawczy wzrok i gdy już mam spuścić oczy ona poddaje się pierwsza. A więc znowu okazałam się silniejsza.
I co jej powiem? Że chłopak, który wcześniej mógł dla mnie nie istnieć po paru przypadkowych rozmowach i spojrzeniach zaczyna być…No wiecie, że ja coś do niego…
Nawet jak to brzmi! To szalony pomysł. Uporam się z tym sama, nic jej nie mówiąc.
Jest moją przyjaciółką.
Mimowolnie zerkam w stronę stołu. Pusto. Przelatuję wzrokiem po twarzach tańczących. Nie ma go. Dostaje paranoi. To robi się chore. Kieruję się w stronę wyjścia.
-Wychodzisz z Sylwestra przed dwunastą? – Próbuję przybrać obojętny ton, ale głos mi lekko drży gdy widzę Piotrka zakładającego na siebie kurtkę w przedpokoju.
-Na chwilę. Na dolę w samochodzie czeka na mnie Robert. – Nie musi mi tłumaczyć w jakim celu po niego zadzwonił. Wiem, że jedzie do Niej.
-Leć. Ale wróć jeszcze do nas tej nocy! – Uśmiecham się tak szeroko, że chyba widzi wszystkie moje zęby. Mnie boli szczęka. A jego oczy pewnie nie wytrzymują tej sztuczności.
Wychodzi.
Zamykam drzwi.
I serce.
Na dziesięć spustów.
A na straży stawiam mózg ze zdjęciem tej sceny jako dowodu.
Chcę wrócić na parkiet, ale okazuje się, że całe zdarzenie miało jednego obserwatora.
Anka.
Wskazuje palcem drzwi do sąsiedniego pokoju.
-Już– jej ton nie znoszący sprzeciwu.
Idę za nią, a w głowie wymyślam wymówki. Zresztą, to co widziała jeszcze o niczym nie świadczy…
-Co to było?! – Zamyka drzwi. – I nie próbuj mi tu ściemniać!
-Oj, nic nie było! Rozmawiałam z nim.
-Widziałam twój wyraz twarzy gdy wychodził.
-Po prostu go lubię.
-Lubisz go?! Wiesz w co się pakujesz?! On nie nadaje się do związku! To KUMPEL!
-Wiem! Dlatego mówię, że go lubię!
-…
-Przejdzie mi.
-Nie zakochuj się. To naprawdę nie jest facet dla ciebie.
-Wiem. To tylko ta wódka. I samotność. – I jego oczy. I uśmiech, dodaję w duchu. –Obiecuję, że do niczego nie dojdzie. Nie potrzebuję kolejnych komplikacji. Ani tej nocy, ani w ogóle. Chodźmy się upić i tańczyć.
Tej nocy już o tym nie rozmawiamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz