czwartek, 22 sierpnia 2013

2. Początek końca


Jak zrozumieć to wszystko? Jak przestać wątpić? Jak zapomnieć...
Iluzja, złudzenie, wymysł. W mojej głowie pojawiają się ciągle nowe wytłumaczenia.
A serce i ciało cierpi. Tak banalnie.
Łzy chłodzą rozgrzane policzki. A miałam nie płakać! Na nic się zdało tłumaczenie rozumu: on nigdy nie kochał...
Ja chciałam w to wierzyć. Gdy patrzył, zapominałam oddychać. Gdy się uśmiechał - nie pamiętałam, że istnieję.
Może on w ogóle nie istniał?
Wszystkie wspólne historie, jego dotyk zapisany na mojej skórze - tego nie ma!
Niczego nie ma. Mnie też już nie ma.
Rozpadam się. Tak banalnie. Tym razem nikt mnie nie pozbiera. Znajdą śmieci i wyrzucą. A ja nie będę krzyczeć ani protestować. Ale za to się uśmiechnę, spokojnie czekając na swój koniec. Koniec. Koniec... gdzieś już to słyszałam...
Koniec był wczoraj. Gdy powiedział "moja dziewczyna". I to nie byłam ja.
To ona zrobiła ten pierwszy krok. Ona była dla niego kobietą, nie koleżanką i siostrą w jednym.
Ja nie byłam nią. Ona nigdy nie będzie mną.
Boli. Może to noga? Albo głowa? Nie wiem, nie czuję. Nic, tylko to uczucie zatrzymujące powietrze w płucach. Może przez chwilę pooddycham. Wdech, wydech. Przerwa. Wdech, wydech.
Przecież był cały czas obok. Nie przewidziało mi się! Sprawdzę na Facebooku. Jest! Są nawet rozmowy! A więc istniał. Zostawił mnie. Nie kochał.
Nie byłam wystarczająco ładna? Może jednak powinnam była robić mocniejszy makijaż. Może miałam za grube nogi? Ćwiczyłam, pilnowałam, nigdy nie miałam z wagą problemu, jemu mogło się nie podobać. Może nie byłam wystarczająco interesująca? Ale przecież zawsze było o czym rozmawiać, czasami bez słów.

Boże, czy to koniec świata?
Jego nie ma. Mnie już nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz